fbpx

Wybory prezydenckie w Irlandii: Demokratyczna odnowa czy rosnący radykalizm?

Polityka - 23 listopada, 2025

Wybór Catherine Connolly na dziesiątego prezydenta Irlandii w dniu 25 października nie zaskoczył nikogo, kto zwracał uwagę na przebieg wyścigu. Przy tylko dwóch kandydatach na karcie do głosowania, wynik był przesądzony na długo przed dniem głosowania. Connolly uzyskała 63,4% ważnych głosów w pierwszym liczeniu, pozostawiając daleko w tyle Heather Humphreys z Fine Gael i ujawniając rosnące zmęczenie centrowym porządkiem politycznym, który dominował w państwie przez dziesięciolecia.

Jej margines zwycięstwa zostanie zapamiętany, ale także liczba osób, które w ogóle odmówiły poparcia tego procesu. Rekordowe 12,9% kart do głosowania zostało zepsutych, co jest najwyższym wynikiem w historii stanu i dziesięciokrotnym wzrostem w stosunku do 1,2% odnotowanych w wyborach prezydenckich w 2018 roku. To, co powinno być rutynowymi uroczystymi wyborami, zamiast tego podwoiło się jako referendum na temat tego, czy duża część elektoratu uważa system za legalny.

Niezadowolenie to pojawiło się w Oireachtas już 22 października, kiedy to lider Aontú Peadar Tóibín złożył wniosek o zmianę procesu nominacji prezydenckich. Zgodnie z konstytucją z 1937 r., potencjalni kandydaci potrzebują podpisów 20 członków Oireachtas lub czterech władz lokalnych. Tóibín argumentował, że wymogi te zostały opracowane w celu zablokowania „osób niepożądanych”, a system skutecznie kieruje wyborców do opcji zatwierdzonych przez establishment. „Pozwólmy ludziom wybrać prezydenta” – powiedział. Wydaje się, że wielu wyborców wzięło to sobie do serca.

Propozycje, nad którymi debatowano, obejmowały obniżenie progu nominacji zarówno w Oireachtas, jak i we władzach lokalnych oraz umożliwienie publicznej nominacji za pomocą 35 000 zweryfikowanych podpisów. Krytycy kwestionowali obciążenie administracyjne związane z publicznymi nominacjami, ale zwolennicy twierdzili, że w końcu przełamie to duopol Fianna Fáil-Fine Gael w głosowaniu. Rząd, reprezentowany przez ministra Jamesa Browne’a, próbował grać na dwie strony, sygnalizując brak zdecydowanych sprzeciwów, jednocześnie chowając się za mglistymi obietnicami przyszłych przeglądów i ewentualnych referendów. Partia Pracy Duncana Smitha odpowiedziała znaną linią, podkreślając, że urząd potrzebuje „powagi”, a łatwy dostęp do kart do głosowania zmniejszyłby ją. Dla wielu brzmiało to jak kolejny sposób na stwierdzenie, że wyborcom nie można ufać.

Wzrost liczby zepsutych głosów opowiada własną historię. Analitycy zidentyfikowali zarówno spontaniczne, jak i zorganizowane głosowanie protestacyjne, skoncentrowane w niektórych częściach Dublina i innych obszarach znajdujących się w niekorzystnej sytuacji. Ponieważ w wyborach startowali tylko Connolly i Humphreys, rywalizacja wydawała się ściśle kontrolowana. Sondaże przeprowadzone przed wyborami sugerowały, że 49 procent wyborców nie czuło się reprezentowanych przez żadnego z kandydatów. Ponad połowa chciała poluzowania zasad nominacji. Kiedy policzono karty do głosowania, ponad 213 000 zostało odrzuconych – każdy z nich był bezpośrednim sygnałem braku zaangażowania ze strony klasy politycznej, która nie zapewniła mieszkań, opieki zdrowotnej ani bezpieczeństwa.

Dla konserwatystów było to do przewidzenia. Kiedy elity projektują system, który zawęża wybór, a następnie zachowują się tak, jakby tolerancja społeczna była bezdenna, ostateczny odrzut jest zwykle ostry. Zwycięstwo Connolly’ego jest częścią tego odrzutu, podobnie jak odrzucenie procesu, który je zapewnił.

Sama Connolly jest znaną postacią: 68-letnia niezależna TD z Galway West, wybrana do Dáil w 2016 roku po długiej karierze w lokalnej polityce. Zbudowała reputację niezależnej, często opowiadając się po stronie lewicowych stanowisk i unikając formalnych struktur partyjnych. Kampania odzwierciedlała to stanowisko. Podczas gdy Humphreys starał się zaprezentować stabilność fiskalną i ciągłość, Connolly pochyliła się nad tematami sprawiedliwości społecznej, niepowodzeń mieszkaniowych i pilnej potrzeby ochrony środowiska. W sytuacji, gdy kraj uwięziony był w głębokim kryzysie mieszkaniowym, a rząd był wyczerpany po latach dryfu, tematy te znalazły odbiorców.

Jej kampania skorzystała na poparciu Sinn Féin, dając jej szeroką bazę na lewicy. Ostrożnie podeszła do kwestii zjednoczenia Irlandii, sygnalizując poparcie bez forsowania dzielącej retoryki, która mogłaby zrazić centrowych wyborców. Ale jej mandat nie jest tak głęboki, jak sugerują liczby. Partie rządowe nie były w stanie uzgodnić jednego kandydata. Niejednolitość Fianna Fáil jeszcze to pogłębiła. Zwycięstwo Connolly jest znaczące pod względem procentowym, ale płytkie pod względem poparcia. Wielu, którzy na nią głosowali, zrobiło to, ponieważ nie było wiarygodnej alternatywy.

Reakcje międzynarodowe wahały się od niepokoju do otwartej krytyki. W kręgach UE obawy są proste: Connolly jest sceptyczny wobec NATO, krytyczny wobec Brukseli i szorstki w kwestii polityki zagranicznej. Stanowiska te są sprzeczne z założeniami UE, która coraz bardziej dąży do scentralizowania ram obronnych i dostosowania polityki zagranicznej. Niektóre europejskie media przedstawiały jej zwycięstwo jako kolejną komplikację dla bloku. Le Monde opisał ją jako zwolenniczkę zjednoczenia z „chłodnym” nastawieniem do Brukseli. Guardian podkreślił jej lewicowe poglądy i krytykę zachodniej polityki na Bliskim Wschodzie, sugerując potencjalne tarcia z rządami zaniepokojonymi jej wcześniejszymi uwagami na temat Izraela i Strefy Gazy.

Jej komentarze po 7 października – określające Izrael jako „państwo terrorystyczne” i początkowo przedstawiające Hamas jako część „palestyńskiej tkanki”, zanim później zostały wyjaśnione – wywołały krytykę ze strony izraelskich urzędników i proizraelskich komentatorów. Times of Israel scharakteryzował ją jako „skrajnie lewicową zwyciężczynię” gotową do wzmocnienia wrogich narracji. Amerykańska analiza była bardziej powściągliwa, a Washington Post zwrócił uwagę na jej krytykę globalnej nierówności, jednocześnie stawiając pytania o to, w jaki sposób jej instynkty w polityce zagranicznej są zgodne z relacjami Irlandii ze Stanami Zjednoczonymi.

W Wielkiej Brytanii dominowało przedstawianie jej jako postaci w stylu Corbyna. Etykieta „irlandzkiego Jeremy’ego Corbyna”, po raz pierwszy nadana przez brytyjskie tabloidy, została powtórzona przez konserwatywne media. Daily Mail opublikował profil, w którym nazwał ją „dublińskim Corbynem”, podkreślając jej antyestablishmentową postawę i stanowisko w polityce zagranicznej. The Spectator poszedł dalej, opisując jej wybór jako „niski dla Irlandii”, oskarżając elektorat o kapitulację przed „skrajną lewicą” i ostrzegając przed konsekwencjami dla zaufania irlandzkiego biznesu. Sam Jeremy Corbyn pogratulował jej publicznie, nazywając ją „głosem na rzecz pokoju, sprawiedliwości społecznej i zjednoczonej Irlandii”. To, co postępowcy świętują, konserwatyści postrzegają jako znak ostrzegawczy.

Z perspektywy ECR wybory te ujawniły kilka słabości strukturalnych. Zwolennicy Connolly’ego mają rację w jednym sensie: demokratyczne uczestnictwo zostało nadmiernie ograniczone przez system nominacji zaprojektowany na inną epokę. Rozwiązaniem nie jest jednak ideologiczny lewicyzm, który reprezentuje Connolly. Zarówno głosy protestu, jak i wynik wyborów pokazują erozję zaufania do struktur establishmentu. Jednak odpowiedź na tę erozję leży w konserwatywnych zasadach – pomocniczości, integralności instytucjonalnej i kulturze politycznej zakorzenionej w odpowiedzialności, a nie w teatralnych gestach.

Sceptycyzm Connolly’ego wobec NATO, wyrażany w środku coraz bardziej niestabilnego środowiska geopolitycznego, budzi uzasadnione obawy. W obliczu agresji Rosji, która zmienia priorytety bezpieczeństwa w całej Europie, pogląd, że Irlandia powinna jeszcze bardziej wycofać się ze zbiorowego bezpieczeństwa jest sprzeczny z praktyczną potrzebą odstraszania. Prezydencja, która wykorzystuje swoją moralną platformę do sygnalizowania braku zaangażowania, nie wzmocni pozycji Irlandii.

Głębszy problem nie leży jednak wyłącznie po stronie Connolly. Niewłaściwe zarządzanie procesem nominacji przez rząd, rozdrobnienie w koalicji i samozadowolenie obu partii rządzących stworzyły idealną próżnię dla jej wzrostu. Zjawisko zepsutych głosów ilustruje, jak duże segmenty populacji oderwały się od politycznego centrum. Wielu nie dostrzega znaczącego rozróżnienia między głównymi partiami. Inni uważają, że system jest skonstruowany tak, by dawać z góry określone wyniki.

Debata w Oireachtas na temat reformy nominacji nie zniknie. Skala głosowania protestacyjnego gwarantuje, że kwestia ta szybko powróci. To, czy rząd przyspieszy reformę, czy też pozwoli tej kwestii pozostać w tyle, pokaże wiele na temat jego zdolności do rozpoznania niebezpieczeństw, jakie przed nim stoją. Wybory prezydenckie mogą mieć charakter ceremonialny, ale gniew kryjący się za 213 tysiącami zepsutych kart do głosowania już nie. Odzwierciedla on głębszą dyslokację, szczególnie wśród wyborców, którzy czują się ignorowani w kwestii mieszkalnictwa, imigracji, bezpieczeństwa lokalnego i kierunku rozwoju państwa.

Prezydentura Connolly będzie testem, czy irlandzkie instytucje będą w stanie wchłonąć postać często sprzeczną z głównym nurtem polityki. Jej priorytety – redystrybucja gospodarcza, aktywizm środowiskowy, popieranie praw i symbolika zjednoczenia – raczej nie będą zgodne z instynktami znacznej części kraju. Ma energię kandydatki protestu, ale teraz zajmuje urząd zbudowany na ciągłości. To napięcie zdefiniuje następne siedem lat.

Dla partii rządzących wybory te stanowią punkt zwrotny. Nowe lewicowe ugrupowanie konsoliduje się. Sinn Féin, lewicowi niezależni, Zieloni i działacze społeczni wykazali się zdolnością do koordynacji wokół wspólnych celów. Na prawicy nie ma porównywalnej spójności. Pomimo powszechnego niezadowolenia wśród konserwatywnych wyborców, nie ma ujednoliconej machiny, wspólnej platformy ani apetytu wśród istniejących partii na jej stworzenie. Ta próżnia się powiększa.

Irlandzka reorientacja polityczna jest w toku. Zwycięstwo Connolly’ego go nie spowodowało, ale sprawiło, że nie można go zignorować. Zepsute karty do głosowania, słabe pole, pęknięte centrum i powstanie skoordynowanej lewicy – wszystko to wskazuje na głębszą zmianę. To, czy konserwatyści zareagują organizacją, czy też nadal będą się rozdrabniać, określi następną dekadę irlandzkiej polityki znacznie bardziej niż jakiekolwiek uroczyste przemówienie z Áras.