fbpx

Pod młotem o północy: Amerykański atak na irańskie obiekty nuklearne

Świat - 25 czerwca, 2025

Było tuż po północy we Włoszech, kiedy operacja „Midnight Hammer” gwałtownie zmieniła geopolityczną równowagę na Bliskim Wschodzie. Amerykański nalot na irańskie obiekty nuklearne – Fordo, Natanz i Isfahan – uderzył w serce programu atomowego Islamskiej Republiki, pozostawiając za sobą ślad napięcia, strategicznej dwuznaczności i groźby globalnej eskalacji. Stany Zjednoczone powróciły do zdecydowanych działań w sercu Iranu, sprzymierzając się militarnie z Izraelem, już zaangażowanym w bezprecedensową ofensywę po latach wojny hybrydowej.

Operacja ta stanowi najbardziej dramatyczny punkt w trwającej od miesięcy eskalacji konfliktu między Iranem a Izraelem, ale także rodzi głębokie pytania o prawdziwe intencje Waszyngtonu, kruchość reżimu Teheranu i bardzo realną możliwość, że konflikt może rozszerzyć się na region – jeśli nie na cały świat.

Amerykańskie uderzenie: Chirurgiczny, ale niszczycielski

„Midnight Hammer” była skrupulatnie zaplanowaną misją, śledzoną na żywo przez prezydenta Donalda Trumpa i jego najlepszych doradców wojskowych. Bombowce Stealth B-2, wystrzelone z amerykańskich baz, wykonały najdłuższy lot bojowy od 11 września 2001 r., z tankowaniem w powietrzu i korytarzami powietrznymi podobno oczyszczonymi przez wcześniejsze izraelskie ataki w południowo-zachodnim Iranie.

Fordo było głównym celem: zdjęcia satelitarne pokazują duże kratery i zamknięte punkty dostępu. Natanz i Isfahan – oba kluczowe dla irańskiej infrastruktury nuklearnej – również zostały precyzyjnie trafione. Sekretarz obrony Pete Hegseth nazwał operację „całkowitym sukcesem”, zauważając, że celem były tylko wojskowe struktury nuklearne. Cywilna elektrownia atomowa w Bushehr została celowo oszczędzona, wzmacniając amerykańskie przesłanie ukierunkowanych działań, a nie wojny na pełną skalę. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) potwierdziła później, że nie doszło do wycieku radioaktywnego.

Ale być może najbardziej kontrowersyjnym aspektem ataku jest to, że Teheran mógł zostać wcześniej ostrzeżony. Źródła amerykańskie twierdzą, że był to strategiczny sygnał – akt odstraszania, a nie zniszczenia – skierowany nie tylko do Iranu, ale także do Moskwy i Pekinu: Ameryka ma możliwości, wolę i polityczną odwagę, by uderzyć głęboko.

Strategiczna dwuznaczność Trumpa: Dialog czy zmiana reżimu?

Pomimo oficjalnych oświadczeń podkreślających powściągliwość, prawdziwa natura operacji stała się jaśniejsza w kolejnych dniach. Prezydent Trump wskrzesił slogan „MIGA – Make Iran Great Again”, otwarcie przedstawiając ideę zmiany reżimu. Była to dramatyczna zmiana tonu, która zaskoczyła nawet wiceprezydenta J.D. Vance’a, który zaledwie kilka godzin wcześniej oświadczył, że Stany Zjednoczone „nie prowadzą wojny z Iranem, a jedynie z jego programem nuklearnym”.

Mieszane komunikaty Białego Domu podsyciły dyplomatyczne zamieszanie. Podczas gdy w Rzymie i Muskacie toczyły się zakulisowe negocjacje, amerykańskie bombowce były już w powietrzu. Z perspektywy Teheranu było to nic innego jak „zdrada dyplomacji”, powiedział Esmaeil Baqaei, rzecznik irańskiego MSZ. Wygląda na to, że strategia Waszyngtonu jest niestabilnym koktajlem odstraszania i prowokacji, wykorzystującym zarówno kij, jak i marchewkę – i ryzykującym niekontrolowaną eskalację.

Rola Izraela: Sojusznik, architekt i katalizator

Za operacją USA kryje się niewątpliwy wpływ Izraela. W ciągu ostatnich dziesięciu dni Tel Awiw rozpoczął jedną z najbardziej agresywnych kampanii od dziesięcioleci: zabójstwa naukowców nuklearnych, ataki na wyższych dowódców Gwardii Rewolucyjnej oraz bazy rakietowe i systemy radarowe. Izraelskie samoloty i drony penetrowały irańską przestrzeń powietrzną z łatwością, która zdecydowanie sugeruje głęboką infiltrację Mossadu w irańskim aparacie państwowym.

Premier Benjamin Netanjahu pochwalił „odważną decyzję” Trumpa, oświadczając, że „Ameryka zrobiła to, na co nie odważyłby się żaden inny kraj na świecie”. Ale poza retoryką kryje się wyrachowana strategia: Izrael jest zdeterminowany, aby zlikwidować irański program nuklearny, wyeliminować zagrożenie ze strony ajatollahów i rozpocząć nową erę porozumień pokojowych z sunnickimi państwami Zatoki Perskiej – wzmacniając oś antyirańską.

Teheran w natarciu: Między dumą, zemstą i niepewnością

Początkowa reakcja Iranu była ograniczona, ale złowieszcza. W godzinach następujących po ataku USA Teheran wystrzelił pociski rakietowe w kierunku Izraela, powodując przerwy w dostawie prądu i uruchamiając syreny alarmowe w Tel Awiwie i Jerozolimie. Co najmniej 10 członków Gwardii Rewolucyjnej zginęło w izraelskich nalotach na prowincję Yazd, co skłoniło irańską elitę do złożenia przysięgi, że „nasza wojna zaczyna się teraz”.

Głębszy kryzys ma jednak miejsce wśród irańskich przywódców. Najwyższy Przywódca Ajatollah Ali Chamenei, ukryty przez wiele dni w bunkrze podobno znanym amerykańskiemu i izraelskiemu wywiadowi, powrócił z propagandowym postem o tematyce zemsty. Jednak jego autorytet wydaje się zachwiany: według *The New York Times*, wybrał on już listę duchownych jako potencjalnych następców, podczas gdy niektórzy z najwyższych urzędników Iranu – w tym byli prezydenci – podobno nie byli w stanie skontaktować się z nim bezpośrednio.

Możliwość odwetu ze strony uśpionych komórek wewnątrz USA nie jest już teoretyczna. NBC donosi, że Teheran, za pośrednictwem pośrednika na szczycie G7 w Kanadzie, ostrzegł Trumpa, że amerykański atak wywołałby krajowy odwet.

Długi cień wojny: globalne zagrożenia i scenariusze na przyszłość

Uderzenie USA na nowo rozbudziło obawy przed wojną regionalną, a nawet globalną. Możliwości odwetu Teheranu sięgają od zamknięcia cieśniny Ormuz (przez którą przepływa jedna trzecia światowej ropy naftowej), przez atakowanie amerykańskich baz w Iraku, Syrii i Zatoce Perskiej, po przeprowadzenie cyberataków lub asymetrycznego terroryzmu w Europie lub Stanach Zjednoczonych.

Każda z tych reakcji niesie ze sobą ogromne ryzyko. Wewnętrzna presja na Chameneiego jest jednak coraz większa: opinia publiczna w kraju już zdewastowanym przez sankcje i zapaść gospodarczą domaga się zdecydowanej reakcji. Jednak izolacja Najwyższego Przywódcy – strzeżonego przez elitarną, tajną jednostkę nieznaną nawet wyższym rangą Strażnikom Rewolucji – poważnie utrudnia strategiczną koordynację.

Rada Bezpieczeństwa ONZ zebrała się na prośbę Teheranu, ale globalna inercja dyplomatyczna może pozwolić na niekontrolowane zaognienie konfliktu. „Midnight Hammer” został pomyślany jako ograniczona operacja mająca na celu powstrzymanie Iranu przed rozwojem broni jądrowej. Ale wojownicza retoryka Trumpa i niestabilność Teheranu mogą teraz popchnąć region – i świat – w kierunku znacznie bardziej niebezpiecznej fazy.

Region na krawędzi

Sprawę dodatkowo komplikuje rola Rosji i Chin, które potępiły amerykański atak. Moskwa ogłosiła trwające kontakty z rządem USA, ale zasugerowała możliwe wsparcie logistyczne dla Iranu, jeśli eskalacja będzie kontynuowana. Pekin ze swojej strony zażądał zwołania nadzwyczajnej sesji ONZ i oskarżył Waszyngton o „podważanie globalnej stabilności”.

W arabskim świecie sunnickim reakcje były bardziej wyważone. Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Bahrajn wyraziły „zaniepokojenie”, ale powstrzymały się od potępienia. Prywatnie, urzędnicy ds. bezpieczeństwa podobno z zadowoleniem przyjęli uderzenie jako cios wymierzony w ich wieloletniego regionalnego rywala. Strategiczny sojusz sunnicko-izraelski nadal się pogłębia – rzadka zbieżność interesów zbudowana na wspólnej wrogości wobec Iranu.

Europa jest podzielona. Wielka Brytania poparła amerykańskie działania; Francja i Niemcy uznały je za „nieproporcjonalne” i „destabilizujące”. Premier Włoch Giorgia Meloni zwołała Radę Bezpieczeństwa Narodowego, a minister spraw zagranicznych Antonio Tajani ostrzegł, że „naraża to Europę na pośrednie ryzyko – w tym na froncie energetycznym”.

Teraz wszystkie oczy zwrócone są na Teheran. Iran jest ranny, ale nie złamany. Trump udowodnił, że jest gotów przekroczyć czerwone linie. Pytanie brzmi: kto zatrzyma tę spiralę, zanim stanie się nie do zatrzymania?

Odstraszanie czy preludium do wojny?

„Midnight Hammer” został zaprojektowany jako przesłanie – pokaz siły mający na celu zniechęcenie Iranu do realizacji jego ambicji nuklearnych. Ale jego następstwa ujawniły strategiczne sprzeczności amerykańskiej polityki, niestabilność irańskiego reżimu i niezdolność globalnych instytucji do powstrzymania narastającego kryzysu.

Kluczowym pytaniem nie jest już to, czy Iran dokona odwetu – ale kiedy i w jaki sposób. Świat z niepokojem obserwuje, jak Bliski Wschód coraz bardziej zbliża się do krawędzi. W tej kruchej równowadze sił dyplomacja, odstraszanie i zniszczenie zbiegają się w niebezpieczną nową fazę. Młot o północy spadł. Echo dopiero się zaczyna.