fbpx

Rumuńska koalicja rządząca stosuje manewr tłumienia opozycji w wyborach

Polityka - 6 marca, 2024

Przez ostatnie trzy lata Rumunią rządziły dwie największe i najstarsze partie od czasu upadku reżimu komunistycznego. Niegdysiejsi wrogowie, Partia Narodowo-Liberalna (PNL) i Partia Socjaldemokratyczna (PSD), podały sobie ręce w 2021 r., aby stworzyć gigantyczną koalicję w imię „stabilności”. Zagrożeniem, na które się powoływali, była „wojna na granicy”, nawiązująca do sytuacji na Ukrainie. Wielu obywateli i organizacji pozarządowych protestowało przeciwko temu posunięciu, wzywając decydentów do powstrzymania się od przywracania tego, co postrzegali jako „państwo jednopartyjne”.

Innym argumentem przywoływanym przez nowo utworzoną koalicję (posiadającą ponad 60% głosów w parlamencie) było to, że taki manewr był konieczny, aby zwalczyć wzrost „ekstremizmu”, odnosząc się do pozostałych dwóch mniejszych partii w rumuńskim parlamencie – USR (Unia Ocalenia Rumunii) i AUR (Sojusz na rzecz Jedności Rumunów).

Nie przedstawiono żadnego dowodu na wspomniany „ekstremizm” poza faktem, że dwie mniejsze partie stały się zbyt głośne w krytykowaniu rządu w czasach niepewności. Taktyka przedstawiania swoich przeciwników jako ekstremistów jest jednak stara jak świat i niezbyt wielu Rumunów przyjęło ją tak, jak oczekiwała tego koalicja rządząca.

Czas mijał, a USR (raczej postępowy i członek Renew Europe) zaczął zdobywać większą przewagę w krajowych sondażach, podobnie jak AUR (który twierdzi, że jest konserwatywny i próbuje dołączyć do ECR). Co więcej, mniejsze partie pojawiły się na rumuńskiej scenie politycznej, mimo że obowiązujące przepisy stawiają wiele przeszkód w ich udziale w wyborach. Pomimo 500 000 podpisów wymaganych do kandydowania, pomimo ogromnej luki w finansowaniu, która wynika z faktu, że partie w parlamencie otrzymują finansowanie państwowe (miliony euro), a partie nowonarodzone nie, niektórym z nowoprzybyłych udało się przebić i zdobyć przyczółek popularności w kraju.

Dziesięć lat temu narodowi liberałowie (PNL) stanowili jedyne rozwiązanie przeciwko stale rządzącym socjaldemokratom (PSD), którzy przyzwyczaili się do rozszerzania zabezpieczenia społecznego, powiększania aparatu rządowego, przyznawania świadczeń i przywilejów pracownikom państwowym oraz, co najgorsze, podnoszenia podatków od sektora prywatnego w celu sfinansowania wszystkich polityk Świętego Mikołaja skierowanych do ich elektoratu.

Powstanie nowych partii opozycyjnych było jednak problemem głównie dla PNL. Nawet jeśli AUR i USR różnią się w progresywnym i konserwatywnym spektrum, oba szukają głosów z sektora prywatnego i od ludzi ogólnie niezadowolonych z braku merytokracji i obfitości korupcji rządowej. Nowe partie, które powstały, a uosobieniem tego była Alternativa Dreaptă, poszły jeszcze dalej z programem reform gospodarczych, proponując całkowite odcięcie się od polityki niańczenia państwa z przeszłości.

Zagrożeni tą nową rzeczywistością, w 2021 r. narodowi liberałowie szybko wskoczyli na łódź tych, których jeszcze kilka miesięcy wcześniej określali jako śmiertelnych wrogów. Nie trzeba dodawać, że po przybyciu do tej gigantycznej koalicji, głównym celem polityki był aparat państwowy, a sektor prywatny był tym, który płacił rachunki. Praca w niepełnym wymiarze godzin została wyżej opodatkowana, małe firmy zostały pozbawione zachęt ekonomicznych, a podatki zostały podniesione. W międzyczasie wielka koalicja zatrudniała nowych urzędników państwowych, tworzyła nowe instytucje i generalnie umieszczała członków partii na najwyżej opłacanych (z kieszeni obywateli) stanowiskach.

Jednak ostatnie sondaże były coraz bardziej negatywne dla PNL (członka rodziny politycznej EPP). Jeśli w wyborach w 2020 r. zdobyli 25% popularnych głosów, niektóre z najnowszych sondaży wskazywały na ich zaledwie 15%. Prawie o połowę spadło poparcie ludności, która czuła, że obietnice złożone przez tak zwanych liberałów gospodarczych zostały zdradzone.

Ponieważ ich większy brat, socjaliści, utknął w okolicach 30%, przyszłość gigantycznej koalicji zaczęła stawać pod znakiem zapytania. Jednak sprawowanie rządów wiąże się w Rumunii z ogromnymi przywilejami, takimi jak możliwość decydowania o sposobie organizacji wyborów. W ten sposób PNL zaczęło przekonywać swojego partnera do planu, który miał stanowić ogromną przeszkodę dla ich wspólnych wrogów.

Będąc jedynymi dwiema głównymi siłami politycznymi w ciągu ostatniej dekady, PNL i PSD mają monopol na burmistrzów i prezydentów okręgów w Rumunii. Nawet 10% lokalnej administracji nie jest kontrolowane przez obecną opozycję, a ich ekspozycja jest głównie na poziomie krajowym. Teoretycznie wybory do Parlamentu Europejskiego powinny odbyć się latem, a wybory lokalne jesienią. Dwie partie rządzące uznały, że pozwolenie opozycji (i mniejszym partiom, które jeszcze nie znalazły się w parlamencie) na swobodny start w wyborach do PE da im przewagę w krytykowaniu nieudanych przedsięwzięć rządu w sprawach zagranicznych, takich jak odmowa przystąpienia do Schengen lub ciągłe głosowanie wbrew interesom narodowym w Brukseli i Strasburgu.

Ich zdecydowanym działaniem, które teraz przyniosło efekty, było połączenie wyborów. Głosowanie do Parlamentu Europejskiego odbędzie się dokładnie tego samego dnia, co głosowanie na burmistrzów i przewodniczących powiatów, czyli9 czerwca. Pozwala to partiom rządzącym nie tylko dokładniej zmobilizować wiejskie masy wyborców, ale także przenieść dyskusję z błędów polityki zagranicznej na tematy lokalne, w których opozycja ma niewielką lub żadną reprezentację. Nie są to jednak jedyne pułapki. Ponieważ wybory lokalne odbywają się teraz trzy miesiące wcześniej, partie opozycyjne mają jeszcze mniej czasu na wybór lokalnych kandydatów.

Gdyby dana postać okazała się popularna podczas wyborów europejskich, mogłaby nabrać rozpędu, aby przejąć władzę na szczeblu lokalnym, biorąc pod uwagę scenariusz, w którym nie uzyskałaby mandatu posła do PE. Teraz ta opcja zniknęła. Opozycja nie może zaproponować tej samej osoby do pełnienia wielu funkcji i musi przedstawić pełne listy potencjalnych posłów do PE, burmistrzów, przewodniczących powiatów i członków rad gmin. Wszystko na raz, z karą dyskwalifikacji, jeśli tego nie zrobią.

Co gorsza, rządząca koalicja odmówiła zmiany zasad wyborczych z systemu jednorundowego (zwycięzca bierze wszystko, nawet jeśli nie osiągnie 50% + 1 głosów) na dwurundowe wybory burmistrzów. W niektórych obszarach opozycja mogłaby utworzyć wspólny front w drugiej turze przeciwko urzędującemu prezydentowi, ale ta opcja nie jest brana pod uwagę. Załóżmy, że X (urzędujący burmistrz) zdobywa 34% głosów, Y 33,5%, a Z 33%. Nie ma znaczenia, czy Z jest skłonny poprzeć Y (obaj są kandydatami opozycji) w potencjalnej drugiej turze między nim a X. Nie ma znaczenia, czy są skłonni współpracować i dzielić się władzą po wyborach. Fotel burmistrza przypadnie X, nawet jeśli większość głosów była przeciwko niemu. Jest to wysoce niedemokratyczne i stanowi poważną przeszkodę w zjednoczeniu opozycji.

Na domiar złego, PNL i PSD zdecydowały się wystawić wspólne listy kandydatów na szczeblu europejskim, a w niektórych ważnych miejscach także na szczeblu lokalnym. Ci, którzy przez lata udawali, że są orędownikami sektora prywatnego, teraz powoli stapiają się z wielką, starą partią socjalistyczną, która wywodzi się z dawnego aparatu komunistycznego. Niektórzy komentatorzy uważają, że pomoże im to wyłonić się w ponad 50% jako jeden podmiot, udowadniając, że przeciętny obywatel Rumunii nadal ufa bardziej politykom o ugruntowanej pozycji niż nowicjuszom. Jednak nie wszyscy w to wierzą. Niektórzy analitycy ostrzegają gigantyczną koalicję, że to niedemokratyczne posunięcie może przynieść odwrotny skutek, skutkując głosowaniem protestacyjnym, które faworyzuje opozycję. Podsumowując, nadchodzące lato będzie warte obejrzenia dla osób zainteresowanych rumuńską i wschodnioeuropejską polityką.