fbpx

Kiedy weryfikatorzy faktów stają się strażnikami: Rumunia, Bretania i „wojny o prawdę” w UE

Świat - 28 grudnia, 2025

Trajektoria mandatu Thierry’ego Bretona, jako cyfrowego cara UE, stała się wzorem dla modelu zarządzania platformami, który w dużej mierze opiera się na zewnętrznym „sprawdzaniu faktów” i nieprzejrzystych ocenach ryzyka, w których obywatele otrzymują niewielką rzeczywistą przejrzystość lub należyty proces. Sankcje nałożone na niego przez Stany Zjednoczone, oparte na zarzutach transatlantyckiej cenzury, ujawniają coś więcej niż zderzenie kultur prawnych: ujawniają rosnącą siłę quasi-prywatnych arbitrów prawdy, którzy pracują za zamkniętymi drzwiami i nie ponoszą odpowiedzialności przed wyborcami ani jasnymi, przewidywalnymi kryteriami. W tym środowisku odwołanie wyborów prezydenckich w Rumunii i wojna narracji o „dezinformację” pokazują, jak weryfikacja faktów może szybko przekształcić się w broń polityczną, a nie neutralnego obrońcę.

Sieci fact-checkingowe zrzeszone w UE twierdzą, że są strukturalnymi „korektorami” dezinformacji i poprawek technicznych, ale najczęściej ich zachowanie jest strukturalnie subiektywne. Decyzje redakcyjne dotyczące tego, co należy uwzględnić, które historie pominąć i werdykty ramowe będą nieuchronnie kodować ideologiczne i instytucjonalne uprzedzenia, niezależnie od tego, czy dany dziennikarz działa w dobrej wierze. Słowa takie jak „fałszywy”, „wprowadzający w błąd” czy „brak kontekstu” nie są neutralnymi deskryptorami, ale narzędziami kształtującymi mowę, narzędziami, które obniżają zasięg, stygmatyzują mówców, subtelnie wpływają na debatę wyborczą (często przy minimalnej odpowiedzialności wykraczającej poza formalne ograniczenia państwowe). Nieprzejrzystość tych procesów jest więc nie tyle niepokojąca, co raczej podobna do tego, jak się to robi. Takie kryteria oznaczania treści, wraz z danymi szkoleniowymi, które kształtują osąd oceniających i mechanizmy odwoławcze, rzadko są opisywane w kategoriach, które zwykli użytkownicy mogą przeanalizować lub zakwestionować. Pozostawia to ironię, w której platformy i organy regulacyjne głoszą „przejrzystość” wszystkim innym, a sama architektura sprawdzania faktów jest izolowana od znaczącej krytyki publicznej. Kiedy systemy te nakładają się na algorytmiczne wzmocnienie, niewielka elitarna grupa prywatnych lub półprywatnych podmiotów jest w stanie wywierać ogromny wpływ na to, co miliony ludzi mogą, a czego nie mogą zobaczyć, udostępnić lub zaufać.

Unieważnione wybory prezydenckie w Rumunii ilustrują, jak śliska może być granica między obroną demokracji a kontrolowaniem narracji. Gdy służby wywiadowcze i sądy dojdą do wniosku, że głosowanie zostało naruszone, przestrzeń informacyjna jest natychmiast konfigurowana na nowo: Niektóre twierdzenia stają się prawdą zatwierdzoną przez państwo, fakty innych należą do kategorii „dezinformacji”, a podmioty wątpiące w oficjalną linię narażają się na podejrzliwość. Rzeczywiście, w takim klimacie sieci weryfikujące fakty nie tylko korygują, ale patrolują granice tego, co jest legalnym dyskursem wokół samych wyborów. Nie chodzi o to, że obca ingerencja lub skoordynowane manipulacje nie mają miejsca (z pewnością mają), ale o to, że ludzie mają przyzwalać na ważne decyzje dotyczące zaufania, nie mając zbyt wiele do pracy w zakresie podstawowych dowodów i specyfiki metodologicznej. Opinia publiczna rzadko jest świadkiem surowych danych, metryk kryminalistycznych pozwalających odróżnić organiczną mobilizację od nieautentycznej koordynacji lub pełnej listy alternatywnych wyjaśnień rozważanych i odrzucanych. Kiedy demokratyczne środki zaradcze na ingerencję są radykalne (unieważnienie), tak samo powinno być z żądaniem radykalnej przejrzystości; zamiast tego strażnicy informacji często przejmują kontrolę, a władze informacyjne racjonalizują, używając uzasadnienia zawartego w języku „odporności”, który uzasadnia to działanie.

Twierdzenia Pavla Durova o „cyfrowym gułagu” w Europie mogą być postrzegane jako przesadzone, ale opierają się na prawdziwych obawach: połączeniu regulacji państwowych, moderacji platform i partnerstw w zakresie weryfikacji faktów w jeden spójny, pionowo kontrolowany system dowodzenia. Kiedy organy regulacyjne, takie jak Breton, naciskają na platformy przynajmniej w imieniu DSA, a platformy te „przypisują” kompetencje epistemiczne konsorcjom weryfikującym fakty, których wewnętrzne sprawy nie są oczywiste, liderzy opozycji stają się zamknięci w walce nie z jednym cenzorem, ale raczej z osadzoną siecią. Krytyka Durowa odbija się echem, ponieważ wiele osób uważa, że zasady rządzące ich wypowiedziami są potajemnie negocjowane między organami rządowymi, organizacjami pozarządowymi i firmami, a obywatele są zachęcani do „zaufania procesowi”, a nie do jego kwestionowania. „W ten sposób problem nie polega na tym, czy potrafimy dostrzec fakt, który jest dobry czy zły, ale bardziej na tym, że cały model normalizuje ideę, że politycznie istotna prawda jest czymś, co musi podlegać scentralizowanej kurateli”. Gdy ta norma się zakorzeni, może być powielana w nieskończoność w odniesieniu do wyborów, zdrowia publicznego, protestów, polityki zagranicznej, zwłaszcza gdy władze odnoszą się do sytuacji kryzysowych lub „zagrożeń hybrydowych”. Tak więc samo słowo „dezinformacja” może być również używane jako elastyczne narzędzie do zamykania niewygodnych historii, nawet tych, które zawierają prawdę lub kwestię władzy.

W Rumunii organy weryfikujące fakty zajmują nieco paradoksalną pozycję między dziennikarstwem, rzecznictwem i pomocniczymi regulacjami. Do tej pory często zależą one od finansowania z programów europejskich, partnerstw z platformami lub partnerstw z think tankami związanymi z szerszymi celami polityki UE. To niekoniecznie unieważnia ich pracę, ale generuje zachęty strukturalne: tematy, które wspierają cele fundatorów, są bardziej prawdopodobne, że zostaną omówione, podczas gdy systemowa krytyka polityki UE lub NATO może być pośrednio zmniejszona lub surowiej karana. Napięcia te są dodatkowo potęgowane przez brak istotnych, egzekwowalnych zobowiązań w zakresie przejrzystości. Rumunia działa w ramach złożonego ekosystemu obejmującego wielu interesariuszy, w tym Bułgarsko-Rumuńskie Obserwatorium Dezinformacji (BROD), które powstało na początku 2023 r. jako sojusz weryfikatorów faktów, badaczy i technologów. Europejskie Obserwatorium Mediów Cyfrowych (EDMO) koordynuje działania związane z weryfikacją faktów w całej Europie, a organizacje takie jak Funky Citizens służą jako jeden z dwóch zatwierdzonych przez Meta podmiotów weryfikujących fakty w Rumunii.

Obywatele zazwyczaj nie mają historycznego wglądu we wszystkie posty, które zostały oznaczone, obniżone, zdemonizowane; rzadko otrzymują wyjaśnienie, dlaczego dana narracja została przyjęta, a inna, nie mniej podejrzana, nie. Tam, gdzie odwołania są w ogóle dostępne, często są one powolne w przetwarzaniu, tajemnicze i ułożone przeciwko laikom, którym brakuje czasu lub umiejętności, aby się nimi poruszać. A w narodzie, który już charakteryzuje się niezadowoleniem z instytucji i podatnością na myślenie spiskowe, wszystko działa z ryzykiem, że połączenie rzeczywistej dezinformacji z niejasnym sprawdzaniem faktów raczej wzmocni cynizm, niż pomoże go przywrócić.

Prawdziwie demokratycznym podejściem byłoby oddzielenie weryfikacji od gatekeepingu. Weryfikatorzy faktów mogliby publikować artykuły opisujące ich metody, ujawniać budżety i partnerstwa tak dokładnie, jak to możliwe, a także utrzymywać bazy danych z możliwością wyszukiwania wszystkich informacji (w tym rodzajów poprawek ich własnych błędów). Platformy i organy regulacyjne mogłyby mieć za zadanie oferowanie jasnych wskaźników tego, jak etykiety sprawdzania faktów wpływają na zasięg, a użytkownicy mogliby mieć bezpośrednie, dostępne sposoby kwestionowania decyzji. Co najważniejsze, obywatele powinni mieć możliwość samodzielnego czytania alternatywnych analiz, w tym tych, które uznają oficjalne narracje za nieważne, bez obawy o to, że zostaną algorytmicznie ukryte.

Krytyczne podejście do weryfikacji faktów nie oznacza oddania kontroli nad przestrzenią informacyjną trollom i zagranicznym agencjom wywiadowczym; oznacza to naleganie, aby każdy system, który może mieć taki wpływ na wybory, reputację lub debatę publiczną, sam był radykalnie otwarty na kontrolę i pluralistyczny.