fbpx

Irlandia nie wyciągnęła lekcji z Europy

Eseje - 13 lipca, 2025

Republika Irlandii stała się dziwnym krajem w Europie Zachodniej, jeśli chodzi o wydarzenia XX wieku. Została oddzielona od geograficznie i kulturowo porównywalnych krajów w wielu obszarach – religijnie, demograficznie, ekonomicznie i politycznie. Stworzyło to naród wyspiarski, który był trudny do zrozumienia dla osób z zewnątrz i w rezultacie niechętnie przyjmował obce wpływy.

Do niedawna. Irlandia zaczyna teraz homogenizować się ze zglobalizowanym europejskim doświadczeniem XXI wieku, z rosnącym sektorem usług wyprzedzającym sektor produkcyjny, zwiększoną sekularyzacją, przeniesieniem władzy politycznej do Brukseli – i oczywiście zwiększoną migracją. Irlandzkie zaproszenie do rozwiązywania problemów, przed którymi stoi dziś Europa, jest intrygujące i choć pod wieloma względami przybliża ten tajemniczy naród do Europy, to jednocześnie tworzy w kraju sytuację, która pod wieloma względami nie ma sobie równych w dzisiejszej Europie.

Zacznijmy od podstaw; co tak naprawdę wydarzyło się na Szmaragdowej Wyspie?

Od homogeniczności do wielokulturowości

Wyjątkowość irlandzkiej sytuacji dotyczy w szczególności migracji. W ciągu ostatnich dwóch dekad populacja Irlandii rosła w tempie, które zawstydza wiele innych krajów europejskich obciążonych zwiększoną imigracją; wzrost z niecałych czterech milionów mieszkańców w 2003 r. do 5,3 miliona w 2023 r. jest dwukrotnie wyższy niż tempo wzrostu Szwecji w tym samym okresie, kraju, który jest popularnym przykładem konsekwencji niekontrolowanej masowej imigracji. Podobnie jak w pozostałej części Europy, wzrost liczby ludności wynika głównie z migracji, a w mniejszym stopniu z liczby urodzeń przewyższającej liczbę zgonów.

W czasach nowożytnych Irlandia miała dość częstą wymianę migracyjną z resztą Wysp Brytyjskich. Koncepcja irlandzkiej stolicy Dublina jako tętniącego życiem i dynamicznego miasta, być może nawet „tygla kulturowego”, jest wynikiem bliskości ważnych angielskich i szkockich skupisk ludności po drugiej stronie Morza Irlandzkiego. To z kolei przyczyniło się do normalizacji Dublina jako odbiorcy imigrantów z szerszej Europy, ostatecznie przekształcając się w normalność także dla imigrantów spoza Europy. Od 2010 roku obecność imigrantów z całego świata, choć być może przede wszystkim z anglojęzycznych krajów Wspólnoty Narodów, jest coraz częstszym widokiem w tym, co przez długi czas było prawdopodobnie najbardziej homogenicznym dużym miastem Europy Zachodniej.

Okres od lat 90. do połowy 2010 r., w którym nastąpił nie tylko wzrost liczby ludności, ale także ogromna ekspansja gospodarcza i rosnące globalne znaczenie jako centrum sektora IT w Europie, to czas, kiedy Irlandia była nazywana Celtyckim Tygrysem. Kraj ten, pragnąc stać się częścią zglobalizowanego świata, próbował, i w dużej mierze mu się to udało, wybić się ponad swoją wagę. Z relatywnego zaścianka znanego głównie z sekciarskich konfliktów i separatyzmu, Irlandia stała się prawdziwym europejskim państwem XXI wieku.

Mogło to jednak przełożyć się na nadmierne zaangażowanie. Klasa polityczna Irlandii w tym samym czasie zdecydowała, że drogą naprzód jest zachęcanie do większej imigracji, a w 2010 roku przyjęli wiarę w globalny internacjonalizm jako korzyść netto dla ich kraju. Konflikty międzykulturowe lub religijne wynikające z imigracji z Azji i Afryki były albo ignorowane, albo uważane za możliwe do przezwyciężenia przez wyspiarską republikę, która była bardzo pewna siebie po boomie gospodarczym.

Globalizm jako klucz do znaczenia

Jeśli pozwolimy sobie na psychologizację irlandzkiego eksperymentu z masową migracją, zjawisko to przypomina to z kilku innych krajów europejskich, które w latach 70. znajdowały się w szczytowej formie pod względem gospodarczym i społecznym. W Szwecji wiara w rodzimą sztukę inżynierii społecznej wpłynęła na przyjęcie wielokulturowości w tym kraju. Konflikty kulturowe między różnymi grupami zostały zbanalizowane, ponieważ możliwości wzbogacenia kulturowego zostały entuzjastycznie przyjęte (lub przynajmniej biernie tolerowane) przez establishment polityczny i medialny.

Zarówno Irlandia, jak i Szwecja dzielą ogólną charakterystykę bycia mniej lub bardziej peryferyjnymi narodami Europy, które bardzo ucierpiały i zostały cofnięte w XIX wieku. Po przezwyciężeniu różnych trudności od tego czasu, można zinterpretować poczucie rewanżyzmu w ambicjach tych krajów, aby powrócić (lub być może zadebiutować) na arenie międzynarodowej jako istotni gracze. W przypadku Irlandii miało to miejsce głównie w 2000 roku i prawdopodobnie zostało przyspieszone, gdy Wielka Brytania zagłosowała za opuszczeniem Unii Europejskiej w 2016 roku. Po tym, jak ich historyczny wróg został zawstydzony w oczach kontynentalnej elity, nadszedł czas Irlandii, by zabłysnąć jako „konstruktywny globalny partner”.

Jeszcze przed kryzysem globalizmu w połowie lat 2010. irlandzki establishment przeszedł fascynującą transformację od konserwatyzmu i nacjonalizmu do liberalizmu i progresywizmu. Kraj, w którym dwie główne partie, Fine Gael i Fionna Fáil, powstały z głęboko katolickiego, często brutalnego i powstańczego ruchu republikańskiego, stał się krajem, w którym tradycjonalizm lub narodowy konserwatyzm nie mają prawie żadnego politycznego manewru. Wydaje się, że zostało to niemal zaprojektowane w celu pozbycia się skojarzeń kraju z zacofaniem, bigoterią i terroryzmem (działania IRA są wciąż żywe w pamięci w Wielkiej Brytanii).

Kraj opóźniony politycznie o dekadę

Ze względu na późniejszy rozwój progresywnego paradygmatu w Irlandii w porównaniu z innymi krajami europejskimi, organiczne alternatywy polityczne nie zostały jeszcze w pełni rozwinięte. To, w połączeniu ze szczególnym przekonaniem, z jakim progresywizm został przyjęty w Irlandii, sprawia, że siły internacjonalistyczne są nadal bardzo silne i w większości niekwestionowane w tym kraju. Jak wcześniej wspomniano, obie historycznie duże partie głównego nurtu w Irlandii są mocno zdecydowane, że ich republika potrzebuje imigracji, aby rozwijać się społecznie i gospodarczo.

Charakter imigracji do Irlandii świadczy o tym, że kwestie te są w tym kraju w powijakach. Podczas gdy imigracja zarobkowa jest powszechna, podobnie jak imigracja azylowa – coś, co rząd wyraźnie przyjął z zadowoleniem, w przeciwieństwie do większości Europy, która od lat ponosi konsekwencje przyjmowania większej liczby uchodźców, niż przewiduje system azylowy. Będąc wyspą, większość osób ubiegających się o azyl trafia do Irlandii tylko za pośrednictwem lotów komercyjnych, co jest metodą, którą można łatwo poddać kontroli i ograniczeniom ze strony rządu. Zbyt często kontrola ta nie jest sprawowana, co pozwala migrantom o niepewnym pochodzeniu na wjazd do kraju i ubieganie się o azyl – co w praktyce najczęściej prowadzi do tego, że migranci pozostają w kraju na czas nieokreślony, podczas gdy ich wniosek jest rozpatrywany.

Odnotowano również zjawisko migrantów przybywających nie bezpośrednio z krajów, z których rzekomo uciekają, ani nawet z naturalnych krajów tranzytowych, ale z Wielkiej Brytanii, gdzie mogli mieszkać przez dłuższy czas z różnym stopniem legalności.

W Europie kontynentalnej powszechność tych kwestii jest powszechnie uznawana w całym spektrum politycznym za problemy strukturalne, które zagrażają zasadności prawa do azylu i swobodnego przepływu osób w UE. W Irlandii wydaje się to być uważane za cechę, a nie wadę, przez establishment polityczny i medialny. Debata publiczna na temat migracji jest bardzo ograniczona i ogólnie przypomina Europę kontynentalną z 2014 roku.

Nie oznacza to jednak, że w populacji nie istnieją tendencje antyimigracyjne lub nacjonalistyczne. W listopadzie 2023 r. Dublinem wstrząsnęły zamieszki antyimigracyjne, które miały miejsce po incydencie, w którym algierski imigrant zasztyletował kilkoro dzieci i kobietę w pobliżu przedszkola. Skala przemocy i wspierająca ją aktywność w mediach społecznościowych pokazuje, że istnieje pewien stopień niezadowolenia z migracji do Irlandii, który przekłada się na zauważalną wolę polityczną. Po prostu nie ma na to miejsca w oficjalnym dyskursie publicznym.

Spośród współczesnych tematów politycznych, które dominują w polemikach na Zachodzie, Irlandia była świadkiem rozwoju prawie wszystkich z nich, od masowej imigracji po intersekcjonalne teorie dotyczące płci i rasy. Jest to również miejsce, w którym generowana jest pewna energia polityczna, ponieważ Irlandia jest tradycyjnie katolicka i w niedawnej pamięci miała bardzo religijnie zabarwione życie publiczne, ma kulturowy opór wobec wielu postępowych idei, które są obecnie w ofensywie na Zachodzie. Jedną z takich kwestii jest aborcja, która pozostaje kontrowersyjna w Irlandii, stając się legalna dopiero w 2019 roku. Inną jest małżeństwo osób tej samej płci, które zostało uznane w kraju w 2015 roku.

Co więcej, Irlandia żyje również w ogólnym duchu kulturowym, w którym nietradycyjne role płciowe i transpłciowość są promowane przez politykę i media, co jest wszechobecne we wszystkich krajach zachodnich. Te tematy „wojny kulturowej” od lat angażują ruch konserwatywny w Irlandii i mogą być w rzeczywistości bardziej politycznie naładowane niż masowa migracja – kwestia, która dla każdej osoby opiera się w dużej mierze na spekulacjach i rozległej wiedzy na temat problemów migracyjnych w pozostałej części Europy, aby być politycznie silna.

Wystarczy powiedzieć, że istnieje wiele powodów, dla których konserwatyści w Irlandii powinni angażować się politycznie. A jednak nie są. Na dzień dzisiejszy w Republice Irlandzkiej nie ma Donalda Trumpa ani Nigela Farage’a, nie ma „Irlandzkich Demokratów” ani „Braci Irlandii”.

Najbliższym porównaniem byłby prawdopodobnie Conor McGregor – mistrz mieszanych sztuk walki, który postanowił wykorzystać swoją platformę jako sportowy celebryta, aby potępić masową imigrację i ubiega się o urząd prezydenta Irlandii. Ale McGregor jedynie daje głos krajowym konserwatystom, co nie oznacza, że mają oni funkcjonalną platformę polityczną. Aby kwalifikować się do kandydowania na prezydenta (urząd praktycznie ograniczony do uprawnień weta), kandydat potrzebuje szeregu nominacji z irlandzkiego parlamentu, a także z szeregu lokalnych rad – co jest mało prawdopodobne, aby ktoś bez kapitału politycznego i z niekonformistycznymi poglądami politycznymi uzyskał.

Być może można argumentować, że McGregor jest powszechnie przedstawiany jako kandydat prawicy, co utrudnia mniej znanym partiom i politykom prawicy, którzy istnieją, zwrócenie na siebie uwagi. Fakt, że „gwiazda” ruchu nacjonalistycznego w Irlandii ma doświadczenie w sporcie, a nie w polityce, ilustruje inny problem w tym kraju.

System wyborczy dodatkowo komplikuje sprawę

Jednym z powodów, dla których konserwatyści w Irlandii mają trudności ze staniem się prawdziwą siłą polityczną, jest system wyborczy w tym kraju, który choć ma pewne pozory proporcjonalności z głosami zbywalnymi i kolejnością preferencji, działa głównie w oparciu o reprezentację regionalną, podobnie jak w pozostałej części świata anglosaskiego. System ten, w którym walka o mandaty w każdym okręgu wyborczym sprowadza się zasadniczo do starcia dwóch największych partii – zazwyczaj tych z największymi funduszami na kampanię lub najbardziej ugruntowanymi kandydatami – odgrywa również rolę w tym, dlaczego nacjonalistom tak trudno było zdobyć choćby centymetr w Wielkiej Brytanii (do niedawna) i Kanadzie. Podczas gdy Irlandia w praktyce nie jest nawet bliska bycia państwem dwupartyjnym, oczywiste jest, że system wyborczy, w połączeniu z historią demokracji w tym kraju, daje przewagę ugruntowanym partiom i utrudnia kontestatorom, chyba że startują z niezwykle popularnymi kandydatami w kilku okręgach wyborczych.

Nawet jeśli ktoś jest nacjonalistą lub konserwatystą w Irlandii, można sobie wyobrazić, że jego głos najlepiej oddać na tę z dominujących partii, która najlepiej reprezentuje jego interesy, w przeciwieństwie do tej, która reprezentuje go idealnie. Przy systemie, który koncentruje się przede wszystkim na kandydatach, a partiach z drugiej ręki, jest również prawdopodobne, że osoby zainteresowane imigracją lub tematami „wojny kulturowej” mogą już faworyzować polityków z ugruntowanych partii, którzy opowiadają się za bardziej konserwatywnymi stanowiskami, nawet jeśli nie są one polityką partii.

Jedną ze wspólnych przeszkód dla większości partii populistycznych w Europie jest zasada „lepszy diabeł, którego znam, niż ten, którego nie znam”. Niewielu wyborców jest zainteresowanych oddaniem swojego jedynego głosu na nowicjuszy, nawet z dobrym programem, z powodu nieufności do nowych i nieprzewidywalnych partii. Jest to szczególnie niekorzystne dla populistów w systemach politycznych opartych na kandydatach, ponieważ zadanie reprezentacji spoczywa na pojedynczym polityku, a nie na organizacji partyjnej. Nowe partie o populistycznym profilu są zwykle nękane przez niekompetencję, wewnętrzne konflikty i meandry radykalizmu wśród swoich przedstawicieli przez pierwsze lata ich istnienia, a to jest coś, czego większość wyborców się obawia. Nawet jeśli partia stara się wykorzystać popularną kwestię, taką jak masowa imigracja, nie zapewni ona silnej opozycji, chyba że wystawi wiarygodnych kandydatów, którzy mogą konkurować z dobrze przygotowanymi profesjonalnymi politykami głównych partii.

Irlandia jest podwójnie dotknięta problemami, jakie system oparty na kandydatach stwarza małym partiom. Przy populacji wynoszącej nieco ponad pięć milionów, siła robocza staje się poważnym problemem, którego nie należy lekceważyć. Ilu tak naprawdę jest wystarczająco wykształconych, zdyscyplinowanych i inteligentnych ludzi o właściwych poglądach i wartościach politycznych? Właśnie dlatego największa z nacjonalistycznych partii w Irlandii, Irlandzka Partia Wolności, zdobyła tylko niecałe 30 000 głosów (1,7 procent) w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2024 roku, które do tej pory były jej największym sukcesem.

W bardziej skoncentrowanym na partiach, mniej deterministycznym geograficznie systemie wyborczym, partia z popularnym programem może być obsadzona przez bardzo niedoskonałych kandydatów bez konieczności przerywania ich kampanii. Późniejszy impet można następnie wykorzystać do przyciągnięcia profesjonalizmu i kompetencji z zewnątrz. W Szwecji Szwedzcy Demokraci naturalnie skorzystali z tej dynamiki. Irlandzcy nacjonaliści i konserwatyści zamiast tego mają przeciwko sobie stosy.

Druga tykająca bomba zegarowa w Irlandii

Podczas gdy doświadczenia reszty Europy Zachodniej pokazują, że masowa imigracja z odległych kulturowo części świata stanowi problem gospodarczy, społeczny i bezpieczeństwa narodowego, Irlandia stoi w obliczu kolejnej katastrofy demograficznej. Kraj ten, historycznie znany jako wyspa emigrantów, jest świadkiem opuszczania go przez młodych i produktywnych mieszkańców w tempie, które nie dorównuje żadnemu innemu krajowi europejskiemu. Różne czynniki ekonomiczne, takie jak kryzys mieszkaniowy, inflacja i stagnacja na rynku pracy, zmuszają irlandzką młodzież do szukania możliwości za granicą. Według niektórych sondaży, trzech na czterech młodych Irlandczyków rozważa opuszczenie kraju w pewnym momencie, wyłącznie z powodu pesymizmu co do tego, dokąd zmierza przyszłość. Potęgujące się problemy związane z masową imigracją prawdopodobnie tylko pogarszają perspektywy, jeśli spojrzeć na trendy w innych krajach europejskich, które również odnotowują poziomy emigracji niespotykane od stulecia.

To samo w sobie stanowi tło dla motywacji stojących za chęcią irlandzkiej klasy politycznej do przyjęcia masowej imigracji. Konsekwencje ekonomiczne jeszcze szybciej starzejącej się populacji stanowią poważny problem, a w kraju, w którym elity pomyliły globalizm i neoliberalizm z holistycznym błogosławieństwem, działają zgodnie ze swoją ideologiczną instrukcją: jeśli Irlandczycy wyjeżdżają, reszta świata musi wejść – w przeciwnym razie Celtycki Tygrys umrze.

Od epoki Tudorów do XVIII wieku Irlandia była przymusowo zasiedlana angielskimi i szkockimi kolonistami, tak zwanymi Plantacjami Irlandii. Po tej próbie spacyfikowania kraju przez Koronę Angielską nastąpiła (rzekomo celowa) bierność Anglików, gdy połowa populacji Irlandii opuściła kraj i udała się do Nowego Świata w następstwie klęski głodu ziemniaczanego w latach czterdziestych XIX wieku. Irlandia nosi blizny po okrutnej kontroli populacji przez obce mocarstwa, a podobieństwa między dzisiejszą masową imigracją a historycznym złym traktowaniem Irlandczyków przez Anglików są wykorzystywane w nacjonalistycznej komunikacji.

Różnica polega na tym, że dziś to sam irlandzki rząd traktuje swoich obywateli jako wymiennych. Kraj ten potrzebuje konserwatywnej zmiany paradygmatu, która będzie dążyć do tego, by Irlandia znów stała się zdatna do życia dla Irlandczyków, zamiast traktować imigrację jako remedium na wszystkie wyzwania.

Niestety wygląda na to, że zmiana ta nie nastąpi jeszcze przez kilka lat.