fbpx

Jaki publiczny intelektualista zdefiniuje nasze czasy?

Kultura - 26 sierpnia, 2025

Większość wykształconych i zorientowanych w kulturze Europejczyków słyszała o Wolterze i Rousseau. Być może wiesz, że są to dwaj wybitni oświeceniowi filozofowie z Francji. Być może wiesz, że Wolter wierzył w tolerancję i nie lubił Kościoła katolickiego. Być może wiesz, że Rousseau był nieco bardziej oryginalny w swoim myśleniu, ale dzięki swoim nielicznym, ale wpływowym dziełom wywarł niemal niezmierzony wpływ na myślenie potomnych.

Ilu wykształconych i zorientowanych w historii Europejczyków potrafi dziś wymienić ideologicznych przeciwników Woltera i Rousseau? Ilu zna intelektualistów, którzy pracowali w kościele i na uniwersytetach w XVIII wieku i którzy sprzeciwiali się Oświeceniu?

Aby być w stanie wymienić niektórych intelektualnych przeciwników Woltera i Rousseau, prawdopodobnie trzeba być specjalistą od francuskiego XVIII wieku. Wolter i Rousseau pozostają w naszej zbiorowej pamięci, ale nie ich przeciwnicy. Zostali zmieceni przez historię. Zniknęli z pamięci, gdy zniknęli ze świata i pogrążyli się w osobistej ciszy. A jednak to oni zasiadali na uprzywilejowanych pozycjach. Byli biskupami w kościele i profesorami na Sorbonie.

Historia nie zawsze pamięta ludzi władzy. Czasami przywołuje raczej tych pisarzy i myślicieli, którzy wyróżniali się z tłumu i którzy zdobyli potężnych przeciwników w elitach intelektualnych.

Historycy kultury i literatury często pracują z perspektywami. Dzielą historię na epoki i próbują określić, kiedy jedna epoka przechodzi w drugą. Jednym z przykładów jest to, jak we francuskiej historii literatury mówi się o francuskim „klasycyzmie” literackim, a następnie odnosi się do dość krótkiego okresu między 1660 a 1680 rokiem, kiedy to grupa pisarzy – Molier, La Fontaine, Racine i inni – stworzyła kilka niezwykle wybitnych dzieł, w których można dostrzec wspólne tematy i wspólną estetykę.

Niektórzy badacze chcieli podważyć ten obraz, wskazując, że większość pisarzy, którzy byli aktywni we Francji w tych latach, wcale nie podzielała estetyki i ideologii z ograniczoną grupą pisarzy, którym pozwolono zdefiniować epokę. I wtedy pojawia się pytanie, czy nasze pisanie historii zawsze ma tendencję do fałszowania i upraszczania.

Być może dotyczy to również francuskiego XVIII wieku i literatury oświeceniowej, którą dziś postrzegamy jako tak typową dla tego okresu. Czy wszyscy autorzy naprawdę tworzyli literaturę oświeceniową? Czy nie istniały inne ruchy? Czy nie istniała duża grupa autorów, którzy pisali zgodnie z ideałami innymi niż Wolter i Rousseau?

Tego typu pytania są interesujące, gdy próbujemy zastanowić się nad naszymi czasami. Przeżyliśmy 25 lat nowego tysiąclecia. Jak przyszli historycy będą opisywać nasze czasy? Które nazwiska pisarzy i myślicieli naszych czasów przetrwają? Które nazwiska z początku XXI wieku będą rozpoznawane przez wykształconych ludzi za 300 lat?

Pomyślałem o tym wszystkim, czytając artykuł Rebeki Kärde w szwedzkim dzienniku Dagens Nyheter na temat roli „myślicieli-gwiazd” we współczesnym życiu publicznym. Artykuł ten jest częścią serii artykułów, w których różni dziennikarze i krytycy omawiają intelektualne gwiazdy, które w jakiś sposób mogą być postrzegane jako reprezentatywne dla naszych czasów. Ideą serii artykułów jest to, że w przeszłości wybitni i dobrze znani intelektualiści, tacy jak Jean-Paul Sartre, Bertrand Russell, Jacques Derrida, Jacques Lacan i Pierre Bourdieu mieli. Ale dzisiaj? Czy są jacyś myśliciele, którzy cieszą się pewną formą statusu publicznego i którzy pewnego dnia mogą mieć zaszczyt definiowania naszej epoki?

Rebecka Kärde przedstawia w swoim artykule kilka interesujących refleksji. Pisze między innymi, że pragnienie idealizowania niewielkiej liczby mężczyzn, którzy w jakiś sposób stanowiliby szczyt korpusu intelektualnego, zmniejszyło się. Być może dlatego, że dzisiejsze uniwersytety są bardziej charakteryzowane przez kobiety niż miało to miejsce wcześniej. Kärde ujmuje to w ten sposób: „XX-wieczna patriarchalna deifikacja niektórych intelektualistów została, na dobre i na złe, zastąpiona nieprzejrzystym systemem. Nie chodzi o to, że hierarchie zostały spłaszczone. Ale stały się trudniejsze do zauważenia, bardziej podatne na szybką zmianę formy”.

Hierarchie nie są tak jasne. Powstało znacznie więcej uniwersytetów i instytucji edukacyjnych. Więcej przedmiotów uległo akademizacji i być może władza tak zwanego patriarchatu nad naszymi myślami osłabła.

Kärde wymienia jednak kilka nazwisk, które jako humanistka i literaturoznawczyni postrzega jako potencjalnych aspirantów do roli gwiazd intelektu naszych czasów: „Teoretyczka literatury Sianne Ngai, historyk sztuki Georges Didi-Huberman, filozof Markus Gabriel czy znane od dawna talenty, takie jak Hans Ulrich Gumbrecht, Martha Nussbaum i Judith Butler”. Przyznaje jednak, że żadne z tych nazwisk nie jest Derridą czy Foucaultem.

I co ty na to, drogi czytelniku? Czy czytałeś któregoś z tych myślicieli? Czy zapoznałeś się z teoriami Marthy Nussbaum na temat feminizmu politycznego lub praw zwierząt? Czy czytałeś którąś z prac Judith Butler na temat płci, feminizmu i seksualności? Być może tak, jeśli studiowałeś nauki społeczne lub humanistyczne na zwykłym europejskim uniwersytecie. Są to niezaprzeczalnie nazwiska, które mają znaczenie. Pomogły one zdefiniować lewicowy intelektualizm naszych czasów. Nie ma więc wątpliwości, że są one znaczące. Ale czy stanowią oni intelektualne autorytety dla szerszej publiczności? Czy można ich porównać do Woltera lub Rousseau, którzy nie pracowali na żadnym uniwersytecie, ale pisali dla wykształconej publiczności, która była zmęczona pedanterią i nieistotnością uniwersytetów.

A jeśli wrócimy do tego, co powiedzieliśmy wcześniej o historii i perspektywie, często zdarza się, że intelektualiści, którzy wprowadzają coś nowego i dziwnego, którzy odbiegają od dyktatu władzy i instytucji, są postrzegani przez potomnych jako najbardziej znaczący. Z tej perspektywy trudno uznać Marthę Nussbaum czy Judith Butler za najbardziej znaczących publicznych intelektualistów naszych czasów. To raczej ktoś zupełnie inny.

Filmy Judith Butler na YouTube mają ponad półtora miliona wyświetleń. To imponujące jak na profesora uniwersyteckiego. Jordan Peterson ma filmy z 70 milionami wyświetleń. 70 milionów. To jeszcze bardziej imponujące. Jordan Peterson jest również interesujący pod tym względem, że wykorzystał nowe narzędzie, jakim jest internet, a zwłaszcza YouTube, bardziej niż jakikolwiek inny intelektualista publiczny. Był nadal aktywny na Uniwersytecie w Toronto, kiedy przebił się pod koniec 2010 roku, ale w 2020 roku zdecydował się opuścić tradycyjny świat uniwersytecki, aby skupić się na Internecie i wykładach. Tradycyjni intelektualiści – dziennikarze kulturalni, badacze uniwersyteccy – nie wahali się wyrazić swojej protekcjonalności wobec Jordana Petersona. Przede wszystkim dlatego, że zdecydował się przekazać swoje przemyślenia w formie książek samopomocy. Ale oczywiście chodzi również o jego profil ideologiczny. Jest on zaprzysięgłym przeciwnikiem marksizmu, obudzonego myślenia i nowoczesnego feminizmu. Stał się figurantem nowej prawicy i pozwala sobie na kreatywne myślenie, korzystając ze źródeł intelektualnych z różnych epok. Mówi się, że jest powierzchowny, uwodzicielski i zainteresowany głównie promowaniem własnej osoby.

Interesujące byłoby porównanie tego, co dzisiejsi naukowcy mówią o Jordanie Petersonie z tym, co XVIII-wieczni naukowcy mówili o Wolterze. Nie byłoby zaskoczeniem, gdyby podobieństwa były oczywiste.

Rzadko zdarza się, by myśliciele establishmentu przechodzili do historii. Nie było tak w XVIII wieku i prawdopodobnie nie jest tak również dzisiaj. I być może stanie się tak, że tak jak zwykli ludzie nie będą dziś w stanie wymienić niektórych przeciwników Woltera i Rousseau, tak przyszli ludzie Zachodu nie będą w stanie wymienić żadnego z intelektualistów, którzy dziś gardzą Jordanem Petersonem. Najprawdopodobniej zamiast tego powiedzą, że Jordan Peterson był myślicielem, który mniej więcej od 2015 roku wskazał całemu Zachodowi drogę do nowego sposobu myślenia. To, że stary establishment stawiał opór, nie jest niczym dziwniejszym niż to, że Voltaire musiał uciekać do Anglii, gdy nie spodobał się francuskiemu królowi, lub że pozwolono mu publikować swoje książki w Holandii. Są to jednak książki, które ludzie nadal czytają. Przeciwnicy Voltaire’a odeszli na zawsze.