W zaimprowizowanym wywiadzie, który przeprowadziłem w rumuńskim Pałacu Parlamentu, po tym jak debata zorganizowana przez partię AUR zakończyła się gromkimi brawami, Jarosław Lindenberg, były podsekretarz stanu w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych, przedstawił bardzo prowokacyjny argument: obecna trajektoria Unii Europejskiej nie jest już demokracją, to powolny demontaż suwerenności narodowej, a reformy nie są już opłacalne.
Referencje Lindenberga przyciągają uwagę. Ten wybitny dyplomata spędził dziesięciolecia na budowaniu mostów w Europie Wschodniej, zakładając ambasady w nowo niepodległych krajach bałtyckich i Czarnogórze, pełniąc funkcję ambasadora w Bułgarii i Bośni oraz nadzorując polski aparat dyplomatyczny do końca 2023 roku. Jednak te dekady służby instytucjonalnej doprowadziły go do radykalnego wniosku: „Nie wierzę w reformy” – stwierdza bez ogródek. „Albo ją rozwiążemy, albo stanie się prawdziwym superpaństwem”.
Jest to diagnoza zakorzeniona w porównaniach historycznych. Lindenberg rysuje uderzające podobieństwo do Związku Radzieckiego, systemu, którego był świadkiem z pierwszej ręki jako człowiek urodzony w czasach komunizmu.
Sednem jego obaw jest centralizacja. Podczas gdy Stany Zjednoczone reprezentują prawdziwy federalizm z rozsądnym podziałem kompetencji między Waszyngtonem a stanami, UE dąży do nieustannej centralizacji.
Ale tutaj argument Lindenberga staje się niemal kulturowy: Podkreśla on, że Europa zasadniczo różni się od Ameryki. „Wszystkie stany Ameryki mają tę samą historię. Ludzie mówią tym samym językiem i wyznają te same wartości. Podczas gdy w Europie mamy narody, które powstały w wyniku długotrwałego procesu. Każdy naród ma swój własny język, własną kulturę, własną tradycję, a wszystkie te tradycje, kultury, języki są indywidualne i nie można ich powtórzyć” – podkreśla.
Zbudowanie europejskiego superpaństwa wymagałoby całkowitego wymazania tych różnic. „Oznacza to zniesienie suwerenności narodowych państw narodowych i przekształcenie ludzi żyjących od wieków zgodnie z własną kulturą, własną tradycją, w nowy naród europejski. Homogeniczny”, wyjaśnia. Eksperyment ten, jak twierdzi, został już podjęty. „Takie same eksperymenty przeprowadzono w czasach Związku Radzieckiego. Oczywiście zakończyły się niepowodzeniem”.
Lindenberg sugeruje, że dowody są wszędzie. Hiszpania walczy z katalońskimi ruchami niepodległościowymi. Belgia zmaga się z flamandzkimi napięciami. Szkocja dąży do autonomii od Wielkiej Brytanii. Nawet w Polsce szepcze się o autonomii Śląska. To nie są anomalie, to objawy naturalnego ludzkiego instynktu, którego scentralizowana władza nie jest w stanie stłumić. „Proces centralizacji i pozbawiania narodów krok po kroku ich suwerenności jest sprzeczny z naturalnymi uczuciami oraz naturalnym i podstawowym interesem narodów i ludzi” – argumentuje.
Jednak Lindenberg postrzega załamanie gospodarcze jako prawdziwy punkt kryzysowy. Przewiduje on, że „szaleństwo klimatyczne” UE, Zielony Ład i niekontrolowana polityka migracyjna doprowadzą do upadku systemu. Podobnie jak katastrofa gospodarcza, a nie polityka, ostatecznie złamała komunizm. „To samo dzieje się z Unią Europejską. Te typowo ideologiczne idee, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistym interesem gospodarczym, doprowadzą nas do ubóstwa, a następnie do załamania gospodarczego i społecznego” – ostrzega.
Kiedy zapytałem go, czy narracje kryzysowe, od COVID po groźby wojenne, będą trwale działać na rzecz konsolidacji władzy, Lindenberg wyraził ostrożny sceptycyzm. „Możesz grozić ludziom atakiem Rosji, nowym wirusem itp., ale nie możemy ich przekonać, że jeśli staną się bardziej biedni z powodu katastrofalnej polityki gospodarczej prowadzonej przez Unię Europejską, nie możemy ich przekonać, że staną się bogatsi. Każdy wie, ile pieniędzy ma w portfelu” – mówi z dosadnym realizmem.
Jego przesłanie do europejskich sił konserwatywnych jest pilne: Zjednoczcie się teraz, aby zatrzymać transformację, a następnie odwrócić ten proces „.powrócić do Europy suwerennych narodów, niezależnych suwerennych narodów, które mogą i powinny współpracować. Ale na zasadzie dobrowolności”.
Niezależnie od tego, czy ktoś się z nim zgadza, czy nie, argumentacja Lindenberga zasługuje na poważne zaangażowanie. Jest to wyrafinowany argument za rozwiązaniem UE, pochodzący od kogoś, kto spędził swoją karierę na budowaniu instytucji europejskich, człowieka, który zna je wystarczająco dobrze, aby nas wszystkich ostrzec.